Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/pod-poglad.ostrowiec.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server933059/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 17
- Oczywiście, że Około północy!

– Podczas najbliższej narady – mówił Avery – musimy ustalić, co leży w najlepszym

- Oczywiście, że Około północy!

J
śmierdzi?
taśmę.
– Dobrze – powiedziała. Pochyliła się i zwymiotowała mu na buty.
zdawała sobie sprawę ze zdumionych min kierowców. Syreny policyjne na Main Street? Na
Pili szampana. Jedli kawior. Pożerali wspaniały stary ser. Bethie siedzia¬
o czym mówię.
na to, by pochowano na nim Bethie i jej dzieci. Mandy i bohaterowie
nie znalazła odpowiedzi. Za to doprowadziła się do takiego stanu, że na sam dźwięk
– Powiedział ci. Danny przetrzymywał go w klasie.
– Dżentelmen, co? – zakpiła z nutką szyderstwa. Nie chciała szukać zwady, ale jak
James miał chyba tyle lat, co jej ojciec i był szczęśliwie żonaty. Świetnie
ale wtedy wydarzył się tamten wypadek.
też uwagę Quincy'ego. Rainie była wtedy oficerem prowadzącym.

– Wszystko w porządku. Pod koniec roku wychodzi za mąż.

wiekowej parówki. Myślami był gdzie indziej, przy O1ivii. Oby żyła. Cała. Zdrowa.
dawna. Zwłaszcza że coś ją łączy z zabójstwami Shany McIntyre i Lorraine Newell. A może
cienkimi nogami, skrzydełkami i czułkami. Wdrapywały się jedne na drugie, próbując dostać się na górę i uciec. - Twoi przyjaciele? - zapytała kobieta, obrzucając ją złowieszczym spojrzeniem. - Myślę, że tak. Cricket wiedziała już, że zginie. Rozdział 20 Nie powinnaś tu przyjeżdżać. Usłyszała własny drwiący głos. Przekręciła kluczyk w stacyjce i wsłuchała się w dźwięk gasnącego silnika. Orzeźwiający wiatr kołysał gałęziami dębów i szeleścił w gęstych zaroślach. - Wiem, ale to urodziny Jamie - powiedziała głośno. Dom był taki spokojny, ciepłym światłem rozjaśniał ciemność. Dom Jamie. Ścisnęło ją w gardle, gdy wyobraziła sobie śliczną buzię trzyletniej córeczki. Nie rozpłakała się. Dawno temu zdążyła już wypłakać rzekę łez. Szybko, zanim opadły ją złe myśli, schowała kluczyki do kieszeni i wysiadła z lexusa. Noc była ciepła, wiatr delikatnie muskał jej policzki. Poszła w stronę kutej żelaznej bramy. Myślała, że będzie zamknięta, ale klamka ustąpiła, zaskrzypiały stare zawiasy. Z ziemi niczym dym podniosła się osobliwa mgiełka, zatańczyła wokół jej stóp i przeleciała między koronkowymi gałęziami. Kiedy tak stała przed domem, który był niedawno również jej domem, obudziły się w niej wątpliwości. Czy podjęła słuszną decyzję? Była sama. Ale przecież zawsze była sama, prawda? Jedna z siedmiorga rodzeństwa, a mimo to samotna. Bliźniaczka - samotna. Mężatka - samotna. Matka - teraz samotna. Wiatr rozwiewał jej włosy, gorący jak w południe. Ledwie słyszała przejeżdżający samochód i szczekanie psa sąsiada, tak głośno i boleśnie biło jej serce. Teraz albo nigdy. Albo porozmawia z Joshem, albo pozwoli umrzeć ich małżeństwu. Zebrawszy się na odwagę, ruszyła kamienną ścieżką. Trzy stopnie prowadzące na werandę, gdzie wisiały koszyki z petuniami i odurzająco pachniał wiciokrzew. Już miała zapukać, ale drzwi były uchylone. Zapraszająco. Nie rób tego! Nie wchodź tam! Usłyszała głos Kelly tak wyraźnie, jakby siostra stała tuż obok. Skuszona srebrną smugą światła weszła do środka, a jej kroki odbiły się echem w wysokim holu. Zegar zaczął wybijać godzinę, z głośników sączyła się delikatna muzyka... melancholijna, klasyczna - dochodziła z gabinetu Josha. Przeszła przez próg i zobaczyła go leżącego na biurku. Jedna ręka zwisała z biurka, z nadgarstka kapała krew, tworząc kałużę na miękkim dywanie. - Josh! - krzyknęła. Zadzwonił telefon. Jeden dzwonek. Telefon stał na biurku tuż przy głowie Josha. Drugi dzwonek. Boże, czy powinna odebrać? Trzeci dzwonek. Caitlyn usiadła gwałtownie, zlana potem. Serce biło jej jak szalone. Była we własnym domu. W swoim łóżku. Ale wciąż miała przed oczami ten przerażający obraz.
- Tak. - Caitlyn nalała świeżej wody do miski Oskara, mając nadzieję, że nie wygląda na tak wyżętą, jak się czuje. Zadzwoniła do brata i zostawiła mu wiadomość zaraz po wyjściu policji. Zjawił się dwie godziny później, jak tylko odsłuchał jej wiadomość, oddzwonił i utorował sobie drogę przez tłum reporterów krążących przy frontowej bramie. Wyglądał raczej na wkurzonego niż zasmuconego śmiercią szwagra. Tak jak przewidział detektyw Reed, ekipy telewizyjne i reporterzy lokalnych gazet pojawili się wkrótce po odjeździe policji. Dzwonili do drzwi, a kiedy Caitlyn nie otwierała, zajęli pozycje na chodniku przed domem. Kamerzysta filmował stojącą przed bramą domu szczupłą kobietę w eleganckiej fioletowej bluzce z czarną apaszką. Poczuła ucisk w żołądku. Znowu. Żadnych kamer. Żadnych reporterów. Żadnych pytań o intymne szczegóły z jej życia. - Nie potrafią powiedzieć, czy sam się zabił, czy ktoś mu w tym pomógł? - zapytał Troy, a jego wibrujący głos sprawił, że wróciła do rzeczywistości. Boże, musi się pozbierać; nie pozwoli, żeby ktokolwiek, nawet Troy, dowiedział się o jej lękach. - A... tak, znaczy... Jestem pewna, że potrafią. To tylko musi potrwać. Troy prychnął pogardliwie. - Najlepsi w Savannah. Nic im nie powiedziałaś, prawda? - Nieustępliwe, niebieskie oczy przyglądały jej się badawczo, szukały jakiejś skazy, kłamstwa. - Nie mogłam. Ja nic nie wiem. Poza tym, że na piętrze było pełno krwi. Cholernie dużo krwi. To nie była krew Josha. Nie mogła być! Caitlyn osunęła się na krzesło wyczerpana i śmiertelnie przerażona. - Ale na pewno jesteś jedną z głównych podejrzanych. - Troy zmarszczył brwi. Stał wyprostowany jak struna, szerokie ramiona, wąskie biodra, ciemne włosy, tylko na skroniach pojawiło się kilka siwych pasemek. Miał trzydzieści trzy lata i był w świetnej formie. - Wszyscy wiedzą, że Josh miał romans i zamierzał się z tobą rozwieść. - Jak to miło z twojej strony, Troy - mruknęła. - Nie owijasz w bawełnę. - Właśnie. Znalazłaś się w trudnej sytuacji. - Ja? - zapytała. - Co chcesz powiedzieć? Że zabiłam Josha? - Oczywiście, że nie. Wciąż była wzburzona. - Wiesz, przydałoby mi się trochę wsparcia. To był fatalny dzień i jeszcze się nie skończył. - W jej oczach błysnęły łzy. Ale nie podda się. Oskar, czując nadchodzącą awanturę, wśliznął się na swoje ulubione miejsce pod stołem. Troy stał zapatrzony na ogród, pobrzękując kluczami. - Przepraszam. Nie... nie nadaję się na psychoterapeutę. - Nie ulega wątpliwości. - Ale musisz spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że bez wątpienia jesteś podejrzana. - Przeczesując palcami włosy, westchnął jak człowiek mocno zmęczony życiem. Tak jakby los ostatniego żyjącego mężczyzny z klanu Montgomerych był czasami nie do udźwignięcia. - Może powinnaś wyprowadzić się na jakiś czas. - Ale to jest mój dom. - Wiem, wiem, ale może byłoby lepiej, gdybyś wyjechała teraz z miasta, zatrzymała się u mamy w Oak Hill. - Chcesz powiedzieć: ukryła się? - Tego nie powiedziałem.
Nie. Ale prawda jest taka, że nie dopuszczał nawet myśli o emeryturze. I tak samo nie
zapiera dech w piersiach. Udało mi się uchwycić wyraz przerażenia na jej twarzy. Kadruję
wydziale nie wierzył, że sadystyczny morderca dał sobie spokój z zabijaniem i przerzucił się
oczu Jennifer. Po raz kolejny.
rano, a już niebo zakrywała gruba warstwa smogu. Nieprzyjemne wrażenie potęgowało
moment zamknęła oczy.
– Bliżej.
cholernie seksowny, a w życiu Shany w tym akurat względzie ostatnio niewiele się działo.
W tym momencie kelner przyniósł pierwsze danie.
rozdzwonił się telefon Bentza. Odebrał w nadziei, że na wyświetlaczu zobaczy numer OHvii.
– Nie wiem. Pewnie mnie śledziła. Domyśliła się, co zrobię.

©2019 pod-poglad.ostrowiec.pl - Split Template by One Page Love